Wraz ze śmiercią brata kończy się normalne życie Mai. Dziewczyna po tej stracie zamyka się w sobie, pogrążając się w smutku i żalu. Tylko muzyka i książki potrafią przenieść ją w zupełnie inny świat, wolny od wszelkich trosk. Wkrótce Maia na swojej drodze spotyka Kylera. Jest przystojny, intrygujący i również wydaje się, że ma swoje tajemnice. I co najważniejsze, chce się z nią zaprzyjaźnić. Tylko czy dziewczyna, która wszystkich odtrąca, jest na to gotowa? Okazuje się, że Kyler pomimo przeszkód nie ma zamierza się poddać i dąży do tego, by Maia znów zaczęła cieszyć się życiem.
Książka Anny Bellon jest promowana jako polska sensacja Wattpada. Przed wydaniem bowiem opowieść ta była publikowana na portalu do publikowania swoich opowiadań - Wattpadzie, gdzie uzyskała ponad milion odsłon. Przyznam, że sama mam konto na tej stronie i próbuję coś tam pisać. Czasami także czytam opowiadania innych, ale żeby znaleźć te naprawdę dobre perełki, muszę przebić się przez warstwę wszechogarniającej twórczości młodziutkich nastolatek, które nie potrafią nawet poprawnie ułożyć zdania. Kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź Uratuj mnie i zaznajomiłam się z opisem, pomyślałam sobie, że muszę to koniecznie przeczytać. Wydawnictwo nie wydałoby przecież jakiegoś gniotu, a opinie osób, które były już po lekturze na Wattpadzie, utwierdziły mnie w przekonaniu, że opowieść o Mai i Kylerze jest wspaniała i wyjątkowa. Postanowiłam poczekać do premiery tej powieści na papierze, a potem przekonać się, czy rzeczywiście zasługuje ona na tyle pochwał. I wiecie co? Zawiodłam się.
Od razu wyjaśniałam, że to nie tak, że powieść mi się nie podobała. Owszem, podobała mi się, ale jednak obyło się bez większych zachwytów. Po tych wychwalających tę pozycję recenzjach, których się naczytałam, oczekiwałam czegoś, co naprawdę wywrze na mnie ogromne wrażenie i sprawi, że po skończeniu nie będę mogła się pozbierać i zapomnieć o bohaterach. Tak się nie stało. Może to moja wina, że jestem dość naiwna, może nie powinnam była stawiać wysokiej poprzeczki tej historii? W każdym razie, w moim odczuciu duża ekscytacja tą książką jest nieuzasadniona.
Maia to bohaterka, która w jednej chwili jest miła i uśmiechnięta, by za moment przeistoczyć się w irytującą dziewuchę. Doskonale rozumiem to, co ją spotkało i jakie to musiało być dla niej ciężkie przeżycie, ale ludzie, ileż można! Nie mogłam znieść jej ciągle powtarzających humorków. No bo kurczę, ktoś chce jej pomóc, a ona go odrzuca, mimo że doskonale wie, iż to może być dla niej swego rodzaju szansa... Za to do Kylera większych zastrzeżeń nie mam. Wydawać by się mogło, że to taki typowy bad boy, jakich w książkach jest tysiące albo i miliony, ale jednak nie do końca. Zyskał on moją sympatię, tak samo jak jego przyjaciele.
Cenię sobie to, ze autorka wątek miłosny pomiędzy Maią a Kylerem rozwijała powoli, bez większego pośpiechu. Właściwie ten wątek jest małym spoilerem, ale myślę, że większość po przeczytaniu opisu i tak domyśli się, co będzie działo się pomiędzy głównymi bohaterami. Początkowo się poznawali, zaprzyjaźniali, a dopiero na końcu zdali sobie sprawę z tego, że pojawiło się pomiędzy nimi uczucie. To dobry zabieg, ponieważ w większości książek, które czytałam, postacie dosłownie już po pierwszym spotkaniu rzucali się sobie w ramiona i wyznawali wieczną miłość. Tutaj tak się nie działo, ale za to było bardzo realistycznie.
Ciekawym elementem Uratuj mnie jest muzyka, która zresztą odgrywa ważną rolę w życiu naszych bohaterów. Przez kolejne strony powieści przewijały się teksty i nazwy różnych piosenek, które oczywiście istnieją również w rzeczywistości. W tym momencie muszę podziękować Annie Bellon za umieszczenie tych utworów w tekście i stworzenie playlisty na Youtube, ponieważ dzięki temu odkryłam wiele wspaniałych piosenek i artystów, których cały czas słucham.
Całościowo fabuła wypada nieźle. Czasami ni z tego, ni z owego pojawiają się wątki, o których wcześniej w ogóle nie było mowy. Takie rozwiązanie sprawdza się w opowiadaniach na Wattpadzie, żeby przyciągnąć czytelników, ale w prawdziwej książce już niekoniecznie. Oprócz tego tym, co nieco mnie rozdrażniało, była ilość kuzynów przewijających się na kartach tej opowieści. Autentycznie, co rusz pojawiał się jakiś kuzyn, czy to ze strony Mai czy to Kylera. W pewnej chwili pogubiłam się w tym wszystkim, bo jak dużo można mieć kuzynów, którzy jeszcze pojawialiby się bezustannie w środku akcji?
Dużo w tej historii cytatów i złotych myśli. Niektóre z nich są wartościowe i błyskotliwe i z powodzeniem mogłyby się równać z mądrymi cytatami znanych osobistości. Odniosłam jednak wrażenie, że niektóre z nich były pisane na siłę, jakby autorka postanowiła sobie, że do każdej, nawet nic nie znaczącej sytuacji wymyśli sobie jakiś głębszy sens i podsumuje ją „głębokim” cytatem. Niestety, nie udało jej się to.
Podsumowując, Uratuj mnie to książka, względem której miałam wysokie wymagania, a na której ostatecznie się zawiodłam. Pomimo jednak tych wad nie jest to zła pozycja - czyta się ją w miarę szybko, a niektóre postacie i wątki są naprawdę ciekawe. Gdyby Anna Bellon postarała się bardziej dopracować całość i zmienić niektóre wydarzenia, wyszłaby z tego na pewno lepsza opowieść, niż jest teraz. Ale autorka jest jeszcze młoda i ma wszystko przed sobą, więc życzę jej, żeby dopracowała swój warsztat pisarski, bo potencjał ma duży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz