sobota, 24 września 2016

Milena Wiktoria Jaworska - Miles

Autor: Milena Wiktoria Jaworska 
Tytuł: Miles
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba stron: 223

Millie to córka znanego polityka. Wydawać by się mogło, że dzięki temu dziewczyna ma dużo przyjaciół, ale wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie - Millie trzyma się na uboczu, ubiera się w swoim stylu i pasjonuje się astronomią. Ma swoje własne poglądy na każdy temat i stara się, aby medialna popularność jej nie zmieniła. 

Pewnego dnia Millie spostrzega dziwne zmiany w swoim wyglądzie. Wkrótce potem poznaje Ariesa i wszystko się zmienia. Okazuje się bowiem, że pochodzi on z innego świata, do którego podobno też należy Millie. 

Milena Wiktoria Jaworska to młoda polska autorka, która prowadzi również recenzenckiego bloga i nagrywa filmiki na Youtube. Miles to jej debiut pisarski. Byłam ciekawa, jak w moich oczach wypadnie książka tej szesnastoletniej pisarki i czy w ogóle mi się spodoba, więc postanowiłam po tę lekturę sięgnąć. 

Zdecydowanie nie spodobał mi się styl, jakim została napisana ta opowieść. Już na początku zauważyłam, że niektóre zdania są za bardzo przedłużone, co momentami mi przeszkadzało i irytowało. Autorka czasami również opisywała zupełnie moim zdaniem niepotrzebne rzeczy, zamiast skupić się na głównej, ważnej akcji. Sama zresztą fabuła rozgrywa się zaskakująco szybko, stanowczo za szybko. 

Co mogę powiedzieć o bohaterach? Millie jest do zniesienia, ale pewnych jej zachowań dalej nie mogę zrozumieć. Gdybym ja zauważyła na sobie takie zmiany, jakie zobaczyła ona, z pewnością przez dłuższy czas nie mogłabym wyjść z szoku i nieustannie zastanawiałabym się, jak do tego doszło, bo to niemożliwe do pojęcia na zwykły ludzki rozum. Tymczasem nasza główna bohaterka dziwi się tylko przez chwilę, a potem wraca do (prawie) normalnego trybu życia. I nie poświęca większej uwagi na rozmyślania nad powodem zajścia tych metamorfoz. 

Co do reszty postaci, zostały one wykreowane poprawnie. Chociaż zdziwiła mnie także postawa rodziców Millie, ale nie będę się nad tym więcej rozwodzić. Pojawia się jeszcze oczywiście ON, czyli pan idealny nie z tego świata, który nosi imię Aries. Nie trzeba długo się zastanawiać, by odkryć, że między nim a Millie pojawia się uczucie. 

A teraz skupię się na wątku miłosnym. To jeden z głównych motywów tej powieści i chyba najbardziej nierealistyczny. Tak prędko, jak w życiu bohaterki pojawia się Aries, tak szybko wie ona, że chce być z nim do końca swoich dni. Nie mówię, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia - definitywnie wierzę, ale ludzie, są przecież jakieś granice! Millie już po kilku spotkaniach wierzy, że Aries przeznaczony jest jej na wieczność. Relacje i więzi między nimi rozwijają się w błyskawicznym tempie. Bardzo przepraszam, ale nie tak to działa. 

Wymuszone dialogi to także minus. Nie wszystkie, ale większość, a przynajmniej w moim odczuciu. Wygląda to mniej więcej tak: bohaterowie rozmawiają ze sobą na jakiś temat, a nagle ni stąd, ni zowąd któreś z nich zaczyna sypać mądrościami i życiowymi prawdami. 

Podsumowując, Miles mnie nie zachwycił. Pomysł na tę historię miał potencjał, ale niestety przez jego rozwinięcie dużo traci w moich oczach. To pierwsza powieść Mileny Wiktorii Jaworskiej, więc mimo wszystko mam nadzieję, że jej kolejne będą lepsze. 

piątek, 16 września 2016

Anna McPartlin - Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu

Autor: Anna McPartlin
Tytuł: Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu
Wydawnictwo: Harper Collins Polska 
Liczba stron: 369

Anna McPartlin to pisarka pochodząca z Irlandii, która swoją pierwszą powieść wydała w 2006 roku. Jej książki stały się międzynarodowymi bestsellerami. Mówi, że inspirują ją przyjaciele i rodzina, a opowieści, które pisze, w dużym stopniu oparte są na osobistych przeżyciach. W Polsce dotychczas wydano dwie książki tej autorki - Ostatnie dni Królika i Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu.

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani McPartlin. Wcześniej nie miałam okazji przeczytać Ostatnich dni Królika, więc nie za bardzo wiedziałam, czego spodziewać się po tej historii. Dobrze się jednak złożyło, bo zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. 

Książka opowiada o Maisie Bean-Brennan, która w końcu znajduje odwagę, by odejść od swojego męża-kata i powoli staje na nogi. Nie jest jej łatwo, bo musi utrzymywać dwójkę dzieci, a na dodatek jeszcze opiekować się swoją chorą matką. Wkrótce przychodzi jej zmierzyć się z największą tragedią - stratą syna Jeremy'ego. Dwadzieścia lat później kobieta decyduje się na wydanie o nim książki i ujawnienie całej prawdy. 

To lektura niezwykła, skłaniająca do przemyśleń. Porusza ważne społeczne problemy, które zostały opisane w sposób bardzo realistyczny. Jednym z wątków, które możemy tutaj znaleźć, jest wątek homoseksualizmu, ukazany z różnych punktów widzenia. Jak bardzo można kogoś skrzywdzić przez słowa i czyny, nawet nieświadomie? Jakie wartości tak naprawdę są najważniejsze? Między innymi takie pytania nasuwają się podczas czytania. 

Powieść ta poruszyła mną do głębi i wprawiła w stan zamyślenia i refleksji. Ze stron aż emanują emocje, przeważnie smutne. Bo chociaż w historii Maise Bean możemy doszukać się z pozoru radosnych momentów, to nawet w nich nietrudno dostrzec swego rodzaju melancholię. I chociaż chcielibyśmy choć przez chwilę móc prawdziwie cieszyć się z opisanych wydarzeń, nie jest nam to dane, gdyż za chwilę utrapienia bohaterów znów dają o sobie znać. 

Anna McPartlin ma przyjemny styl pisania, dzięki któremu czytelnik ani przez moment się nie nudzi. Doskonale poradziła sobie z kreacją wszystkich postaci i przedstawieniem problemów, z którymi się zmagają. Widać, że pisarka mocno wczuła się w tę opowieść, dzięki czemu powstała naprawdę intrygująca pozycja. 

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu wciąga w swój świat i na długo nie daje o sobie zapomnieć. Z pewnością jest godna uwagi i poświęconego jej czasu. Jeśli lubicie obyczajówki z dużą dawką smutku i melancholii, to coś dla Was. Z czystym sumieniem polecam tę książkę. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Harper Collins. 
Znalezione obrazy dla zapytania harpercollins polsska

sobota, 10 września 2016

Suzanne Collins - Kosogłos

Autor: Suzanne Collins
Tytuł: Kosogłos
Wydawnictwo: Media Rodzina 
Liczba stron: 372

Kosogłos to ostatnia część trylogii Igrzyska śmierci.

Katniss Everdeen przeżyła Ćwierćwiecze Poskromienia, ale zapłaciła za to wysoką cenę. Jej dom został zniszczony przez Kapitol. Teraz mieszka z matką i siostrą w Trzynastym Dystrykcie, który okazał się naprawdę istnieć. Co więcej, szykuje się do wzniecenia rebelii. Po wielu namowach, Katniss zgadza się zostać Kosogłosem - symbolem powstania. Czekają ją bardzo trudne zadania, z którymi musi się zmierzyć, a także własne dylematy.

To już ostatnia część Igrzysk śmierci i zdecydowanie inna od poprzednich. Krwawa i brutalna - tymi słowami mogę ją opisać. W Panem trwa bowiem wojna pomiędzy dystryktami a nieugiętym Kapitolem. Fabuła skupia się właśnie na tym konflikcie, który jest motywem przewodnim powieści. Mamy do czynienia z rygorystycznymi zachowaniami, przemocą i wszystkim innym związanym z walką. Dystrykty za wszelką cenę próbują pokonać prezydenta Snowa i zakończyć tym samym raz na zawsze Głodowe Igrzyska.

Katniss jest wycieńczona psychicznie. Nie może pogodzić się z tym, co ją spotkało. Ma opory przed zostaniem Kosogłosem, a kiedy w końcu nim zostaje, ustala swoje zasady. Nieufnie podchodzi do pani prezydent Trzynastego Dystryktu. Nie dziwię się jej. Po tym, co  przeszła, ja chyba dawno załamałabym się całkowicie. Cały czas jednak podziwiam Katniss za odwagę i siłę, bo wciąż głęboko w niej tli się iskierka nadziei i chęć zemsty, którą zresztą potem ujawnia. Dziewczyna ta pozostaje jedną z moich ulubionych bohaterek literackich.

W Kosogłosie pojawia się dużo nowych postaci, które przypadły mi do gustu. Pozytywnie pamiętam Cressidę, reżyserkę filmową, która wraz ze swoją ekipą filmową przyłączyła się do powstania. Polubiłam także żołnierza Boggsa, który okazał się całkiem inny od kogoś, za kogo go uważałam. Moje serce jednak skradł Finnick. Pojawił się on już w W pierścieniu ognia, ale w tym tomie poznajemy go jeszcze bardziej, od innej strony. Ze względu na moją sympatię do niego byłam (i nadal jestem) zdruzgotana tym, co autorka postanowiła zrobić w związku z nim.

Wśród wszystkich przełomowych wydarzeń związanych z rebelią znalazło się miejsce dla trójkąta miłosnego. Główna bohaterka wciąż waha się pomiędzy Peetą a Gale'em, nie mogąc podjąć decyzji, którego z nich wybrać. Warto wspomnieć, że z Peetą w tej części dzieje się coś istotnego i bardzo niedobrego, szczególnie w relacjach z Katniss. Nie chcę więcej spojlerować, ale ma to znaczący wpływ na fabułę. Od siebie dodam jeszcze, że ja chyba zawsze kibicowałam Katniss i Peecie, a Gale'a uważałam tylko za przyjaciela dziewczyny, nic więcej.

Wiadomo, że wojna przynosi straty po obu stronach konfliktu. W finałowej części Igrzysk śmierci także tego nie unikniemy. Przynosi nam ona śmierć, ból oraz smutek i to w dużych dawkach. Znajdziemy w niej sceny walki, eksplozje budynków i ważne misje. Myślę, że Suzanne Collins doskonale oddała realia życia podczas konfliktu zbrojnego. To zdecydowanie najbrutalniejsza część trylogii.

Za mocną stronę książki uważam piękny epilog. Co prawda, zabrakło mi w nim kilku wyjaśnień, ale przymknę na to oko. Całościowo wypada on bardzo ładnie i jest niesamowitym zwieńczeniem całej serii.

Kosogłos to doskonałe zakończenie serii. Pełen wzruszeń i zaskoczeń, z dynamicznymi zwrotami akcji zadowoli miłośników historii Katniss Everdeen. Na mnie osobiście wywarł ogromne wrażenie, podobnie jak cała trylogia, którą polecam wielbicielom młodzieżowych dystopii. Z pewnością jeszcze nie raz będę do niej powracać. 

środa, 7 września 2016

Liebster Blog Award #9

(grafika mojego autorstwa) 

Zostałam po raz kolejny nominowana do LBA przez Zuzannę K, której bardzo dziękuję. 

1. Wyobraź sobie, że z jakiegoś powodu Twoja biblioteczka nagle staje w płomieniach. Zdążysz ocalić tylko jedną książkę. Którą uratujesz?
Tylko jedną?! Kurczę, gdybym mogła, uratowałabym wszystkie, ale wiem, że to niemożliwe. Chociaż, jak to mówi pewien Kanadyjczyk: Never Say Never. Naprawdę nie wiem, którą książkę bym uratowała. Byłaby to pewnie pierwsza, która wpadłaby mi w ręce, zanim resztę całkiem pochłonąłby ogień.

2. Dostajesz szansę na prawdziwe spotkanie ze swoim ulubionym bohaterem książkowym. Co wybierzesz - szaloną przygodę czy romantyczną randkę w jego towarzystwie?
Jeśli to miałby być Weston z serii Zatraceni to definitywnie wybieram randkę. Szkoda tylko, że ma już swoją Kiersten :P. Chyba jednak


3. Wracasz do domu z niejasnym przeczuciem, że coś jest nie tak... Zamek w drzwiach był przekręcony tylko raz, chociaż Ty zawsze przekręcasz go dwa razy, a w jednym z pokoi pali się światło (na pewno zgasiłaś/łeś je przed wyjściem)... Co robisz? Odważnie wkraczasz do środka i sam(a) mierzysz się z tym, co na Ciebie czeka czy wzywasz na pomoc którąś z książkowych postaci? Którą i dlaczego?

Wzywam Kapitana Amerykę. I tak, wiem, że to komiksowa postać, ale komiks to przecież też książka, tylko w innej formie. A wzywam go dlatego, że mam do niego słabość :P 



4. Mówi się, że rodziny się nie wybiera, ale gdybyś miał(a) stworzyć sobie taką książkową rodzinę, kto by się w niej znalazł i dlaczego? Rodzice, rodzeństwo, mąż/żona, dzieci, a może jakiś domowy zwierz? Jakie postaci z książek chciał(a)byś obsadzić w tych rolach?
Pomyślmy.... Zupełnie nie mam pojęcia, kim mogliby być moi rodzice. Rodzeństwo to już inna sprawa. Fajnie byłoby mieć za siostrę Eleonorę z Eleonory i Parka. To ona pierwsza przyszła mi do głowy, kiedy pomyślałam o swojej książkowej siostrze. Marzy mi się też starszy i opiekuńczy brat, taki jak Ryan z Między życiem a życiem. To znaczy, akurat on na początku wykazywał się obojętnością, ale kiedy przyszło co do czego, zaczął troszczyć się o swoją siostrę, a jego postawa bardzo mi się spodobała. Jeśli chodzi o męża - tych mam zdecydowanie zbyt za dużo :D Waham się jednak pomiędzy wyborem Wesa z Utraty a Finnicka z Igrzysk śmierci. 


5. Pies właśnie zeżarł Twoją książkę. Wciąż jeszcze oblizuje się ze smakiem, a wokół w kałużach ze śliny leżą na wpół przeżute strzępy papieru. Trudno nawet rozpoznać, jaką lekturę w ten sposób przetrawił, ale masz nadzieję, że to... (Której książki ze swoich zbiorów byłoby Ci najmniej żal w takiej sytuacji?)

Kojot Charlie. Kupiłam tę książkę na promocji w Biedronce i liczyłam na przyjemną lekturę, a tymczasem wciąż nie mogę przebrnąć przez nudną fabułę i długie opisy, na których prawie zasypiam. Niech sobie pies ją je, nie będę za bardzo żałować :D


6. Jak wyglądałby Twój idealny wieczór z książką?

Ja + książka + moje wygodne łóżko. Więcej do szczęścia mi nie potrzeba.


7. Czy wyobrażasz sobie świat bez tradycyjnych, drukowanych książek?

Nieee! Nie lubię czytać e-booków, a jeśli już muszę, to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Drukowane książki górą. Nie wyobrażam sobie świata bez nich, to byłaby jakaś tragedia.

8. Na jeden dzień możesz wcielić się w rolę jakiejś postaci literackiej - kogo wybierasz i dlaczego?

W ostatniej recenzji pisałam, że gdybym tylko mogła, mogłabym być Katniss Everdeen. Dlatego też chciałabym chociaż na jeden dzień wcielić się w jej rolę. 

9. Ktoś chce Ci podarować nietypowy prezent: masz do wyboru milion dolarów albo darmowe książki bez żadnych ograniczeń - na co się decydujesz?

Hm... Wybieram książki. Bo są bez ograniczeń, a ten milion mógłby się skończyć :P


10. Czy masz jakieś motto życiowe? Jeśli tak, pochwal się nim :)

Ostatnio bardzo spodobało mi się to angielskie powiedzenie: When live gives you lemon, you make a lemonade, czyli Kiedy życie daje Ci cytryny, zrób z nich lemoniadę.


11. Czym się zajmujesz, kiedy nie czytasz?

Podczas wakacji często spacerowałam, dużo słuchałam muzyki i pomagałam w domu. Teraz, podczas roku szkolnego, większość czasu spędzam w szkole i na odrabianiu prac domowych.

Tym razem nie wymyślam pytań ani nie nominuję nikogo.


niedziela, 4 września 2016

Suzanne Collins - W pierścieniu ognia

Autor: Suzanne Collins
Tytuł: W pierścieniu ognia
Wydawnictwo: Media Rodzina 
Liczba stron: 338

W pierścieniu ognia to kontynuacja bestsellerowych Igrzysk śmierci.

Katniss i Peeta wygrali Głodowe Igrzyska, przeciwstawiając się ich regułom. Na Tournee Zwycięzców są świadkami niepokojących wydarzeń. Docierają do nich także plotki o tajnym Trzynastym Dystrykcie. Wkrótce uświadamiają sobie, ku swojemu przerażeniu, że stali się symbolem buntu mieszkańców dystryktu.

Prezydent Snow pragnie zemsty. Nie może pozwolić przecież na ryzyko powstania przeciwko Kapitolowi. Jubileuszowe, 75 Igrzyska przejdą do historii. 

Nie wiem, czy wiecie czy też nie, jestem fanką Igrzysk śmierci. Kocham tę historię, bohaterów, przesłania w niej zawarte. Podziwiam panią Collins za stworzenie całej trylogii, która dosłownie zawładnęła moim sercem. I chociaż zdaję sobie sprawę, że nie jest to jakaś bardzo wybitna seria, to i tak zawsze będę ją wychwalać i polecać każdemu.

Ta część jest zdecydowanie inna niż poprzednia. Panuje w niej inna atmosfera, a z każdym rozdziałem podsycane są wodze fantazji czytelnika. Dowiadujemy się o wielu tajemniczych plotkach i spekulacjach. Przez wszystkie wydarzenia i teorie jesteśmy co raz bardziej ciekawi tego, jak dalej potoczą się losy głównych bohaterów. Co więcej, kibicujemy im, bo zaczynamy zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w którym się znaleźli.

Uwielbiam postać Katniss. To dla mnie przykład dużej siły i odwagi, którą dziewczyna ta udowodniła już w Igrzyskach śmierci, zgłaszając się za swoją siostrę na Głodowe Igrzyska. Podziwiam ją za to, ile jest w stanie poświęcić dla najbliższej rodziny i dla osób, które kocha. Katniss czasami ma chwile słabości, ale nie poddaje się i nie załamuje, tylko dalej walczy o swoje. Jest taką bohaterką, którą chciałabym być, gdybym tylko mogła.

W książkach młodzieżowych bardzo często występuje wątek trójkąta miłosnego i tak też jest w tej. Katniss wciąż ma problem, którego wybrać: Peetę czy Gale'a? Z Peetą łączyła ją udawana miłość na arenie, by przetrwać, ale dziewczyna zaczyna czuć do niego coś więcej. Gale natomiast jest jej najlepszym przyjacielem i widać, że ten chłopak chciałby, żeby łączyło go z Katniss coś więcej niż tylko przyjaźń. Momentami ten wątek może irytować, zwłaszcza te osoby, które nie lubią takiego zabiegu w powieściach.

W pierścieniu ognia znów przenosi nas do okrutnego świata, który jest niepokojącą wizją przyszłości. Teraz jeszcze bardziej możemy zobaczyć różnice pomiędzy bogatym Kapitolem a biednymi dystryktami. Ten okrutny system rządów i dyktatorska władza to rzeczy naprawdę straszne i nigdy chciałabym przeżyć czegoś takiego.

Podoba mi się narracja w czasie teraźniejszym, zastosowana przez autorkę. Suzanne Collins pisze lekkim piórem, przez co czyta się szybko i przyjemnie. Nie stosuje także żadnych długich i nudnych opisów, co cenię sobie w książkach.

W pierścieniu ognia to bardzo dobra kontynuacja, która swoim poziomem dorównuje pierwszemu tomowi. To gratka dla wielbicieli trylogii i jednocześnie bardzo dobra powieść pod względem fabularnym z morałami.

***

Na koniec chciałabym tylko wspomnieć o jednej rzeczy. Jak zauważyliście, lub też jeszcze nie, zainstalowałam na blogu system komentarzy Disqus. Moja historia z Disqusem jest dość zabawna, bo na początku mnie odstraszał i kiedy tylko widziałam go na jakimś blogu, uciekałam z niego jak najprędzej. Potem na szczęście zmieniłam o nim zdanie, założyłam konto i zaczęłam komentować. Szybko bardzo mi się spodobał. Aktualnie uważam go za świetny system komentarzy. Mam nadzieję, że Disqus u mnie nie będzie Was przerażał tak, jak mnie na początku i dalej będziecie komentować :D Jeśli nie macie konta, możecie również dodawać komentarze jako gość. Zobaczymy, jak  to wyjdzie. Co sądzicie o Disqusie?